środa, 23 marca 2016

Toczące się kamienie z górki

Przyjechaliśmy do Zahedanu, uf. Nie było to dla nas oczywiste, jak się tu dostaniemy i gdzie się zatrzymamy. Rano (jeszcze w Bam) w żołądku czułam lekki stres. Teraz, gdy już siedzimy w małym pokoiku małego hoteliku w centrum Zahedanu, z dobrym nastrojem wyczekuję jutra, kiedy wjedziemy do Pakistanu.

W Bamie próbowaliśmy ustalić, w jakim hotelu możemy się zatrzymać kolejnego dnia (czyli dzisiaj). Informacje z przewodnika były dość skąpe - trzy hotele: z czego jeden super drogi (ponad 70$ za pokój dla dwóch osób), a przy pozostałych adnotacja, że autorom LP i innym podróżnikom nie udało się znaleźć tam miejsca. Kiedyś obcokrajowcom w tanich hotelach pokoi nie wynajmowano - teraz na szczęście jest inaczej. Cieszymy się więc z najtańszego noclegu w hotelu podczas naszej podróży i przymykamy oko (czy raczej nos) na stęchły zapaszek z kibelka, którym przesiąknięty jest pokój. Mamy jednak mięciutkie, czyste koce, wiec koniec końców jest tutaj przyjemnie. Hotel nazywa się Bahar.

Taki widok z okna...

...a taki z ulicy w Zahedanie.

Rano, jeszcze przed wyruszeniem w kierunku Zahedanu, niepokojące również okazało się, że nie ma (już?) autobusów, które odjeżdżałyby z Bamowego dworca bezpośrednio do Zahedanu. Dowiedzieliśmy się jednak, że autobusy dalekodystansowe zatrzymują się na pewnym rondzie i można do nich po prostu wskoczyć na trasie. Wychodzi taniej, ale minus taki, że nigdy nie wiadomo, kiedy autobus będzie przejeżdżał przez miasto, więc należy założyć, że będzie się na tym rondku czekało przynajmniej godzinę.

Dzisiaj mieliśmy jednak farta, nie czekaliśmy ani minuty. Czasami w takich momentach czuję się jakbym grała w bardzo rzeczywistą przygodową grę komputerową. Chodzisz sobie po okolicy, zbierasz przedmioty i zagadujesz do ludzi i nigdy nie wiadomo, która z tych rzeczy lub konwersacji okaże się kluczowa dla przejścia do kolejnego levelu.

Teraz będzie taki fragment, który zapisałam głównie dla siebie, by sobie to w głowie poukładać, ale jak chcesz możesz przeczytać, może coś zrozumiesz. A może nie ;)

Próbuję odtworzyć łańcuch zdarzeń, który doprowadził nas do takiego pozytywnego rozwoju sytuacji, ale nie jestem w stanie odnaleźć "początku".

Czy ta pierwsza "dobra decyzja" to był pomysł, by poprosić panią recepcjonistkę w Bamie o zadzwonienie do wybranych hoteli w Zahedanie, by sprawdzić, czy nas przyjmą?

Czy może kluczowy był pomysł, by wymienić jeszcze na wszelki wypadek 20 dolców na riale i mieć spokojną głowę, że starczy nam na wszystkie ewentualne wpadki transportowe? W ten sposób spotkaliśmy się ponownie z przewodnikiem, którego poznaliśmy dzień wcześniej. Przez znajomego wymienił kasę, a potem podrzucił nas w odpowiednie miejsce na to tajemnicze rondo akurat w momencie, gdy stał na nim autobus do Zahedanu i jeszcze zdążył zadzwonić ponownie do "naszego" zahedańskiego hotelu i spisał listę innych - tańszych - hoteli, na wypadek gdyby hotel, w którym mieliśmy zaklepane miejsce okazał się za drogi (a okazał się za drogi).

Czy może kluczowe było tutaj stukanie do bram guesthouse'u Akbara w Bamie, gdy ten był na chwilkę zamknął swój dorobek i wyskoczył na miasto spotkać się z przyjaciółmi? Nie wiedzieliśmy, że to zamknięcie jest chwilowe i spędziliśmy co najmniej godzinę szukając innego miejsca, na które byłoby nas stać (w ten sposób trafiliśmy do hotelu, w którym była ta recepcjonistka, która wykonała potrzebne telefony, gdy nam się już skończyła kasa na irańskiej karcie, a hotel ten należał do sieci, która również ma swoje droższe i tańsze miejsca w Zahedanie i w jednym z nich właśnie jesteśmy).

Czy kluczowe było złapanie stopa dwa dni temu w drodze do Kerman, dzięki czemu poznaliśmy cudownego Mortezę i genialną Parvi, z którymi w drodze spędziliśmy w sumie dwa dni? To oni między innymi pomogli nam znaleźć hotel w Bam (Morteza stargował ok. 70 tumanów z wyjściowej ceny 170 za pokój trzyosobowy).

Czy w końcu znaczenie dla tego momentu, w którym jesteśmy obecnie, miało nocowanie u hosta w Kermanie, u którego również nocował inny Adam, który mówi w farsi, z którym spędziliśmy trzy dni i który w paru momentach skutecznie wykorzystywał swoją znajomość lokalnego języka? ...przede wszystkim podczas zwiedzania majestatycznej twierdzy Bam w efekcie czego dowiedział się, że Akbar Guesthouse wcale nie jest zamknięty i że możemy wieczorem tam wpaść, by wypytać się o potrzebne informacje związane z podróżą do Pakistanu? Miejsce to jest kultowym stopem dla osób, które tak jak my planują granicę irańsko-pakistańską przekroczyć lądem - a gdy już wpadliśmy do Akbara na wieczorną herbatę to spotkaliśmy tam Mohamada - przewodnika, który podrzucił nas na autobus.

Nie wiem, która z tych sytuacji okazała się kluczowa. Pewnie nie wymieniłam nawet większości zbiegów okoliczności, które sprawiły, że teraz oto tu jesteśmy, w dobrych nastrojach przed udaniem się w kolejne nieznane.

Szczegóły logistyczne:
1. W Bamie autobusy dalekodystansowe zatrzymują się na rondzie na obrzeżach miasta. Po prostu jadą przed siebie główną trasą Kerman-Bam-Zahedan i nie zjeżdżają do samego centrum Bamu. Ludzie ze swoimi tobołkami czekają przy stacji benzynowej po wschodniej stronie ronda w kierunku Zahedanu.
2. Inne tanie hotele w Zahedanie oprócz naszego Bahar to Amin i Kavir. Ten ostatni jest gdzieś oceniony w internecie jako miejsce diabelskie ;) Kit czy hit?
3. Monumentalna twierdza w Bam to wystarczający (i jedyny?) powód, by zatrzymać się tu na dłużej. Nawet po trzęsieniu ziemi przed paru laty ten kompleks budowli robi niesamowite wrażenie.

Cisza przed burzą... piaskową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz