sobota, 19 marca 2016

Sport bez punktów

Dzisiaj był dzień siły - oglądaliśmy zawodników ćwiczących tradycyjny sport irański: zurkhane. Poszliśmy tam bez przygotowania, bez sprawdzania z wyprzedzeniem, o co w tym wszystkim chodzi. Dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie, że to nie będzie widowisko walki bezpośredniej. To ćwiczenie siły, wytrzymałości, równowagi, szacunku i bycia we wspólnocie.

Przed rozpoczęciem części oficjalnej jest rozgrzewka, część zawodników rozciąga się na boku, część podnosi ciężary, jeden człowiek uparcie biega po arenie w kółko i rozgrzewa się przez 20 minut w truchcie.


Dookoła stoją rekwizyty. Początkowo nie mamy pojęcia jak się z nich korzysta. Dopiero w trakcie treningu okazuje się, że "drewniane drzwi" robią za sztangi, "pałki bejsbolowe" grubości uda to ciężarki, którymi wywija się w powietrzu a łańcuchy z blaszkami takimi jak w tamburynie (tylko parę razy większymi) to spektakularne metalowe rzeczy, którymi trzęsie się nad głową.


Treningowi towarzyszy przejmująca muzyka - śpiew i bęben. Całość dzieli się na parę części - w każdej z nich inny zawodnik zapodaje nowe ruchy, które reszta osób powtarza. Na początku rozciąganie, parę pozycji z jogi, parę pozycji, których wcześniej nie widziałam na oczy. Ważne jest, by wszystkie ruchy wykonywać w rytmie. Nawet nie chodzi o to, by wszystko tak samo wykonywać. Ważne, by co jakiś czas spotykać się w tym samym momencie w ukłonie, w schyleniu, w psie z głową do dołu. Poza tym można inaczej się wyginać, a nawet podskakiwać i wirować w powietrzu.


Kolejne części ćwiczą kolejne partie mięśni, wszystko prowadzi do momentu, gdy rozgrzani już zawodnicy popisują się skokami i piruetami - kto dłużej, kto szybciej, kto stabilniej. Jest w tym doza rywalizacji, ale jest też współpraca i szacunek - każdy ćwiczy w taki sposób w jaki może, na ile pozwala wiek, doświadczenie i ciało. Na jednym ringu spotykają się starsi mężczyźni, spokojnie po sześćdziesiątce i młodzi, którzy ledwie rozpoczęli nasty rok. Najwięcej jest dwudziestolatków. Wszystkich łączy jednak rytm i wspólne wykonywanie podobnych ćwiczeń. Tak, jest w tym coś, z błędnego wirowania derwiszy. Sufizm jako leitmotiv naszej podróży - sprawdza się to po raz kolejny i nie ostatni.

A cały ten ceremonialny trening miał miejsce właśnie tu - w rezerwuarze wody,

Szczegóły praktyczne:
W Yazdzie jest plac Chackmacka. Warto zajść do informacji turystycznej i podpytać, gdzie w okolicy jest trening i kiedy dokładnie się rozpoczyna. My trafiliśmy do miejsca łączącego dwie funkcje: w piwnicy rezerwuar wody, który można zwiedzić, a na parterze sala do ćwiczeń przesiąknięta zapachem potu. Budynek wyróżnia się jedynymi w okolicy placu wieżami wiatrowymi. Bilet wstępu teoretycznie 4.000 tumanów, w praktyce chcą więcej, ale można się łatwo stargować do 5.000 tumanów. W innym mieście Iranu - Meybod - też natknęliśmy się na salę do ćwiczeń zurkhane, tam drzwi były szeroko otwarte, więc załkadam, że wstęp za friko :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz