wtorek, 15 marca 2016

Co jedliśmy w Turcji?

Mniam. W Turcji jedliśmy same smaczne rzeczy. Pierwsze dni może troszkę były zardzewiałe, ale odkąd zrozumieliśmy, że najlepszego wegetariańskiego jedzenia mamy szukać w ulicznych stołówkach a nie "polecanych restauracjach z tradycyjną kuchnią", to dopiero się zaczęło.



Pycha cieciorka w pomidorach, leczo z pieczarkami i papryką, fasolka też chyba w pomidorach, zupy jogurtowe, z soczewicą. No i cig kofte [czyt. czii kufte]. Google translator tłumaczy to jako "surowe mięso" - ale to jest cud-wegański roll.


Jednego dnia w Sivas (w którym nie miało na nas czekać nic ciekawego) poprosiłam pana sprzedającego cig kofte o zdradzenie przepisu. Sekret tkwi w paście pomidorowej, którą przyrządza się na bazie ugotowanej kaszy bulgur i sosu z granata. Po paru godzinach międlenia z różnymi przyprawami robi się z tego plastyczna masa. Przy zamówieniu rolla rozsmarowuje się tę masę na placku ala tortilla, układa surowe warzywa (ogórek, kapusta, pomidor) i kiszone (np. ogórki) - i obowiązkowo świeża mięta. Zawija się tak w te sreberka i pycha danie gotowe!

Mówiąc o jedzeniu w Turcji nie zapomniajmy o baklawie. Pysznej, świeżej, ciepłej, ociekającej rozpuszczonym cukrem i tłuszczem, z pistacjami, z orzechami, zawijane, cięte w romby, w kwadraciki, brązowe, zielone - wszystkie różne, wszystkie smaczne.

To nie baklawa - ani nie kabanos - ale inny pyszny słodycz :)
P.S. Najsmaczniej było nam w Trabzone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz