niedziela, 13 marca 2016

Esfahan jak z przewodnika

Siadłam do posta o tym pięknym mieście pełna przekonania, że uda mi się coś wyjątkowego o nim napisać. Siedzę i siedzę i póki co nic nie wymyśliłam. Jest tu super, bez wątpienia. Ale do tej pory nie zdarzyło się nam tutaj nic wykraczającego poza ramy "przewodnikowego zwiedzania".

Największy plac publiczny na świecie (za wyjątkiem jednego w Chinach) - odhaczony. Inne - równie przestronne - też.

Zwiedzaliśmy to miasto akurat w momencie, gdy w całym Iranie
ogłoszono żałobę narodową po śmierci Fatimy
- córki jednego z głównych duchownych, stąd przestrzenie ziejące pustką.

Dwa piękne meczety - jeden cały wyłożony zawrotną ceramiką, drugi z idealnie wyprofilowaną kopułą, która opiera się trzęsieniom ziemi - odhaczone.

To zdjęcie warto oglądać w powiększeniu
- a więc KLIK i rozkoszujesz się misterną robotą :)

Masjid-e Imam przy głównym placu Esfahanu.
Jest tu niezła akustyka i można się tu pobawić z echem.


Widziana z oddali ta ponoć idealnie wyważona kopuła.

Jeden z ceglanych mostów nad rzeką (prawie wysuszoną) - odwiedzony i obfotografowany.


...a pod mostem jedno z ulubionych miejsc spotkań młodych.
Pałac i tradycyjne zoroastriańskie tańce - zaliczone.

...a kto to tak tańczy po lewej?
Tutaj wkrada się mały szczegół, o którym w przewodnikach nie piszą. Dlaczego na tydzień przed Nowym Rokiem, we wtorek, ludzie odpalają tyle petard (nie fajerwerków)? Ponoć (w pewnych kręgach) jest to sprzeciw wobec zakazu rozpalania ognia, tradycji, którą kiedyś w tym okresie na ulicach i placach miast praktykowali zoroastrianie. Reszta osób puszcza petardy pewnie "dla zabawy", ale to już inna historia. Dowiedzieliśmy się tego pijąc ash w namiocie rozstawionym przy wejściu do pałacu, gdzie zorganizowano pokaz tradycyjnych tańców irańskich.

Tę rutynę przewodnikową przełamujemy popijając soki - z granata, z pomarańczy, z granata i pomarańczy, z granata i jeżyn... Mamy tu nawet swój ulubiony punkt ze świeżo wyciskanymi sokami. Taka "nasza miejscówa" w tym nieznanym jeszcze przed paroma dniami mieście. "Miejscówę" poznaje się po tym, że można w niej spotkać "znajomych z okolicy". W naszym punkcie z sokami "spotkaliśmy" "znajomego" sprzedawcę z warzywniaka parę przecznic dalej. Kupiliśmy tam składniki na wieczorną kolację - pomidory, ziemniaki, paprykę... Pan zaś do naszej soczystej miejscówy dostarczył arbuzy. Mały jest ten świat a wszystkie drogi prowadzą do punktu z dobrym sokiem z owoców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz