Pakistan to dla mnie państwo doświadczeń, jakich wcześniej nie zaznałam. Dla przykładu, nigdy wcześniej nie jechałam do granicy jakiegoś kraju po to, by pooglądać sobie przejście graniczne i wrócić. W Wagah to atrakcja sama w sobie.
Choć trudno mi w to uwierzyć, to codziennie, tuż przed zamknięciem przejścia na noc, odgrywany jest tam spektakl. Równorzędne role pierwszoplanowe grają w nim żołnierze pakistańscy i indyjscy. Osią przedstawienia jest pojedynek sił i konflikt tragiczny - kto jest mocniejszy i bardziej zaskakujący - czerwone pióropusze czy czarne. Bronią dopuszczoną w tej walce są... śmieszne kroki. Codziennie na amfiteatrze zasiadają setki osób i skandują na cześć swoich ulubionych bohaterów. Niech żyje Pakistan, Niech żyją Indie.
Niby Kaszmir poróżnił Indie i Pakistan, ale fakt, że tak regularnie i harmonijnie odgrywają to przedstawienie, świadczy o dużym potencjale do współpracy. I oby został on wykorzystany również w innych obszarach.
Szczegóły logistyczne:
1. Eh, bez aktualnego przewodnika, namierzonej informacji turystycznej i dobrze poinformowanych lokalsów trudno nam było ustalić, kiedy dokładnie zaczyna się spektakl. Godzina jest ruchoma - zmienia się w zależności od pory roku. W kwietniu show rozpoczyna się około 17 czasu pakistańskiego.
2. Ze względu na rozkopaną ulicę wylotową z miasta podróż zajęła nam znacznie dłużej niż myśleliśmy. 1,5 godziny to było za mało, by przebyć 40 kilometrów i zająć dobre miejsca na trybunach.
3. Busiki prawie do samej granicy odjeżdżają regularnie z dworca kolejowego (50 rupii), potem wystarczy na spółkę z innymi osobami zamówić auto-rikshę i już prawie jesteś na miejscu. Jeszcze kilkaset metrów truchto-biegu między szlabanami, jeśli jesteś w tyle z czasem, i gotowe.
4. Jest też alternatywna trasa (przetestowaliśmy ją w drodze powrotnej). Autobusem B-22 można dojechać z przystanku Mall Road (centrum) prawie do samej granicy. Potem znów riksza. Zalety - taniej i szybciej, Ograniczenia - powodzenia w zlokalizowaniu odpowiedniego przystanku.
Choć trudno mi w to uwierzyć, to codziennie, tuż przed zamknięciem przejścia na noc, odgrywany jest tam spektakl. Równorzędne role pierwszoplanowe grają w nim żołnierze pakistańscy i indyjscy. Osią przedstawienia jest pojedynek sił i konflikt tragiczny - kto jest mocniejszy i bardziej zaskakujący - czerwone pióropusze czy czarne. Bronią dopuszczoną w tej walce są... śmieszne kroki. Codziennie na amfiteatrze zasiadają setki osób i skandują na cześć swoich ulubionych bohaterów. Niech żyje Pakistan, Niech żyją Indie.
Niby Kaszmir poróżnił Indie i Pakistan, ale fakt, że tak regularnie i harmonijnie odgrywają to przedstawienie, świadczy o dużym potencjale do współpracy. I oby został on wykorzystany również w innych obszarach.
Szczegóły logistyczne:
1. Eh, bez aktualnego przewodnika, namierzonej informacji turystycznej i dobrze poinformowanych lokalsów trudno nam było ustalić, kiedy dokładnie zaczyna się spektakl. Godzina jest ruchoma - zmienia się w zależności od pory roku. W kwietniu show rozpoczyna się około 17 czasu pakistańskiego.
2. Ze względu na rozkopaną ulicę wylotową z miasta podróż zajęła nam znacznie dłużej niż myśleliśmy. 1,5 godziny to było za mało, by przebyć 40 kilometrów i zająć dobre miejsca na trybunach.
3. Busiki prawie do samej granicy odjeżdżają regularnie z dworca kolejowego (50 rupii), potem wystarczy na spółkę z innymi osobami zamówić auto-rikshę i już prawie jesteś na miejscu. Jeszcze kilkaset metrów truchto-biegu między szlabanami, jeśli jesteś w tyle z czasem, i gotowe.
4. Jest też alternatywna trasa (przetestowaliśmy ją w drodze powrotnej). Autobusem B-22 można dojechać z przystanku Mall Road (centrum) prawie do samej granicy. Potem znów riksza. Zalety - taniej i szybciej, Ograniczenia - powodzenia w zlokalizowaniu odpowiedniego przystanku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz