niedziela, 21 lutego 2016

W drodze do Budapesztu do Belgradu do Sofii

Jedziemy przez Słowację i staram się sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam w takich pięknych, wysokich i ośnieżonych górach - pamięć podpowiada mi że nigdy, potem poprawia się, że kilkanaście lat temu na jakimś zimowisku. Jeszcze nie możemy uwierzyć, że jesteśmy już w drodze do Indii. Śnieg dookoła wprawia nas w dysonans poznawczy. W całościowym rozrachunku to powinno być jednak łatwiejsze do zrozumienia dla umysłu - stopniowe wprowadzanie się w stan 40 stopni C - niż nagłe spotkanie z falą upału, która ścina z nóg zaraz po wyjściu z samolotu.

Adam, który rozpamiętuje, jak to się stało,
że nie spakował kubka
i znajduje na to naprawdę dobre wytłumaczenie.

Wiemy już, że paru rzeczy ze sobą zapomnieliśmy zabrać, głównie Adam zapomniał zabrać ;), ja jeszcze czekam na moje szokujące odkrycie wielkiego braku. Może nie nadejdzie - wzięliśmy ze sobą dużo rzeczy, za dużo, ale nie byłam w stanie powiedzieć "nie, to i to na pewno mi się nie przyda".


...i koniec końców spakowaliśmy się tak. 

Szczegóły techniczne: z Warszawy wyjechaliśmy nocnym LuxExpress (45 zł/osobę) do Budapesztu. Następnie od razu wsiedliśmy do pociągu do Belgradu (15 euro). Teoretycznie mieliśmy 2 godziny zapasu na przesiadkę, ale ze względu na śnieg autokar wolniej jechał przez Słowację + trzeba jeszcze metrem podjechać z przystanku autokarowego na dworzec kolejowy Keleti. W efekcie na dworcu byliśmy na 20 minut przed odjazdem. W Belgradzie zaś po dwóch godzinach wsiedliśmy w nocny pociąg z kuszetkami do Sofii (32 euro / osobę).

a z udanej przesiadki pomimo opóźnienia autobusu
cieszymy się właśnie tak. 5 minut później już jedziemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz