środa, 24 lutego 2016

Chwila w Belgradzie

Odbicie w lustrze dworcowej łazienki,
2 minuty później byliśmy już w pociągu.

Nie poznaliśmy Belgradu. Może w drodze powrotnej. Widzieliśmy tylko, że jest położony nad piękną rzeką, czyli musi to być fajne miasto.

Nie poznaliśmy Belgradu, ale spędziliśmy 2 godziny w okolicy dworca. Wieczorem kręciło się na nim dużo osób, wiele z kocami i śpiworami, tobołkami i torbami. Na twarzach troska przeplata się z uśmiechami. Niektóre osoby się snują, inne dynamicznym i pewnym krokiem przechodzą obok nas. Uchodźcy, emigranci, podróżnicy, ludzie w drodze.

Nie poznaliśmy Belgradu, ale zaznaliśmy uprzejmości ludzi. Po dwóch dniach w autobusie i pociągu chciałam wypić herbatę. Nie mieliśmy dinarów, euro tylko w bilonie lub w większych nominałach. Kartą ze względu na awarię netu nie mogliśmy za nic zapłacić. W restauracjach dookoła dworca było tak nakopcone papierosami, że nie mogliśmy przełamać się i na ciepłą herbatę usiąść właśnie tam. Siedzimy więc na dworze przy peronach, przy stoliku w kawiarni, w której niczego nie mogliśmy kupić. Nagle olśnienie: mam kubek, po chwili drugie oślnienie: mam yogi tea w plecaku. Brakuje tylko wrzątku. Uzbrojona w jedno beznadziejne euro w dłoni idę i pytam, czy mogę dostać wrzątek. Chłopak za barem kręci głową, nie chce pieniędzy, nalewa gorącą wodę, dziękuję, on odpowiada "przecież to tylko woda".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz